Skończyłam mini quilt z lisiczką. Bo okazało się, że to ONA 🙂
Bardzo szybko praca, którą pokazałam ostatnio trafiła pod maszynę. Pikowało się rewelacyjnie. Ponieważ do mocowania użyłam, według porad Susan Carlson, kleju do tkanin, a nie dwustronnej fliseliny. Moja maszyna nie lubi się z “gumowatą” warstwą, która tworzy się przy użyciu mocnej dwustronnej fliseliny. Szkoda, bo mam jej spory zapas. Za to klej, to był strzał w dziesiątkę. Quilt pozostaje miękki i bez problemu się pikuje.
Pikowałam nićmi Aurifil wt50 w dwóch kolorach. Oczywiście to pikowanie z wolnej ręki. Starałam się “zrobić futro”, co jest dość trudne. Ciekawe, czy Waszym zdaniem mi się to udało?
Detale:
I jeszcze rzut oka na całość:
Pozdrawiam
Ela
Lisiczka jest na prawdę piękna! Taka jesienna 🙂
Dzięki!
Śliczna lisiczka! Pikowanie tylko dodało jej uroku.
Pozdrawiam
Kamila
dziekuję!
suuuuuper lisiczka 🙂
pięknie Ci poszło!
dzieki!
Odlotowa lisiczka
No ba! Śmiga po lesie jak szalona
Lisek jest po prostu przepiękny! Jestem oczarowana :-)))
bardzo mi miło
Elu, jakiego kleju do tkanin użyłaś ( jeśli to nie tajemnica Twojego warsztatu)?
O kleju przeczytałam u Susan Carlson, więc to nie tajemnica. Aleene’s original tacke glue – w Polsce sprzedają go sklepy typu craft, jest używany do scrapbookingu 🙂
Trudne to zadanie “zrobić futro”. Przymierzałam się już parę razy, ale przerosło to mnie. Zawsze w quiltach artystycznych zachwyca mnie umiejętność “malowania” nitką, połączenie umiejętności warsztatu artysty z dobrym opanowaniem techniki pikowania. Futerko Twojego liska jest ok 🙂
to trudne fakt, ale trzeba próbować
świetna praca.
Bardzo dziękuję