A w zasadzie chwilowy jej brak. Myślę, że zdarza się każdej z nas. Jak sobie z tym radzicie?
Najdłuższa moja przerwa w szyciu patchworków miała ponad rok (!). Nie potrafiłam się zmobilizować w żaden sposób. U mnie zwykle powodem bywa “nowe hobby”. Mam tendencję do łatwego zapalania się do nowych rzeczy. Jak to nazywa moja rodzina mam różne “fazy”. Tak więc przeszłam już między innymi fazę przędzenia i tkania, farbowania wełny naturalnymi metodami oraz ciężką fazę fotograficzną, która w zasadzie trwa nadal. Oczywiście cenię sobie umiejętności, które w ten sposób zdobywam, ale zwykle po jakimś czasie wracam do szycia patchworków 🙂
Krótkotrwałe spadki motywacji do szycia zdarzają mi się regularnie. Czasem dotyczą konkretnej rozgrzebanej pracy, która nagle przestaje mi się podobać i trafia do “zamrażarki”. Niestety nie umiem robić jednego projektu od początku do końca i dopiero potem zaczynać coś nowego. Zwykle mam rozpoczęte kilka prac i w zależności od weny, czasu i zasobów sięgam po kolejną rzecz do szycia.
Jak sobie radzę ze spadkami motywacji?
To nie jest poradnik. Raczej autoanaliza. Nie polecam moich metod 🙂 A już na pewno nie wszystkich.
Czekanie na powrót weny
Można po prostu zamknąć pracownię na trzy spusty i czekać aż samo minie.
Kupowanie nowych szmat
Efekt krótkotrwały. Zwykle po otrzymaniu paczki zaczynam kombinować, co muszę DOKUPIĆ, żeby wogóle coś z tego uszyć. Można powiedzieć – niebezpieczne, zwłaszcza dla budżetu i szaf.
Rozpoczynanie nowego projektu
Problematyczne. Czasem wynika z tego coś fajnego, a czasem nie.
Szukanie inspiracji
Niestety może kończyć się przewalaniem pinteresta i nie wnosi nic poza bliżej niesprecyzowanymi “chceniami”.
Szycie ciuchów
Dobrze na mnie działa. Zwykle po fazie szycia bluzeczek, sukienek, itd. szybko wracam do szycia patchworków.
Co mi pomaga?
Planowanie. Najbardziej lubię planować na miesiąc na przód. Moje plany związane z patchworkami dotyczą zakupów, tego co będę szyła i co napiszę na blogu. Oczywiście są to dość ogólnie sformułowane rzeczy. Dość szczegółowo podchodzę do budżetu. Planuję zakupy z wyprzedzeniem i w związku z tym co będę szyła. Oczywiście najwspanialsze są szmaty, ale ważne pozycje w budżecie to wypełnienia, tkaniny na spody, nici, igły, inne materiały eksploatacyjne . Do niedawna ważną pozycją moich funduszy “na hobby” było odkładanie pieniędzy na nową maszynę.
Na początku miesiąca wypisuję te projekty, którymi chcę się zająć w danym miesiącu. Uwzględniam przy tym w szczególności takie, które są terminowe – prace na konkursy, czy prezenty, gdzie ważny jest czas. Kiedy spada mi wena zaglądam do mojej listy i “przypominam sobie”, co mam szyć. Dzięki temu jestem w stanie ciągnąć kilka projektów jednocześnie. Od czasu do czasu robię przegląd półki z rozgrzebanymi i nieskończonymi projektami. Z bólem zauważam, że niektóre rzeczy leżą tam zbyt długo, ale nie umiem się ich pozbyć. Może kiedyś jednak je skończę?
Zosia, lat 15
A Wy, jakie macie metody na spadek motywacji?
Pozdrawiam
Ela
Właśnie mam taki spadek motywacji. Zawsze tak jest gdy skończę jakiś projekt. Niby w głowie pomysłów tysiąc a nie mogę się zebrać by zrobić pierwszy krok. Przeglądam The Farmer’s Wife i nawet rozrysowałam sobie jeden blok Night&Day, wybrałam materiały ale brak bodźca który sprawi że maszyna pójdzie w ruch. Ostatnio mój kot spędza więcej czasu śpiąc przy maszynie niż ja szyjąc nią. Przeczekuję … i nagle przychodzi ten moment i praca idzie.
Ja się chyba boję przeczekać i troszkę się zmuszam. Czasem bezsensownie. Takue pozorne szycie wtedy uprawiam.
Rozpoczęte projekty piętrzą się. Realny plan ułożony w styczniu już napuchł i stał się nierealny 🙁 (jak można się oprzeć konkursom, zabawom i ślicznym wzorom, które odkrywam w ciągu roku i wciągam na listę “to do”). Ostatnio dla mnie motywacją jest mało czasu. Szyję tylko gdy Dziecię śpi, a to motywuje do sprężenia się, bo chce mieć poczucie, że coś zrobiłam w tym czasie. Nie znaczy to, że się spieszę i robię rzeczy niedokładnie. Wręcz przeciwnie ostatnio odkrywam w sobie perfekcjonizm…
Zakupy zawsze dobra rzecz 😀 Ale miejsca w szafach brak… Ja lubię też oglądać z Synkiem moje szmatki – on poznaje wzory i kolory a ja czasem dziwię się i zachwycam co też mam w moim stashu.
Z małym dzieckiem nie jesteś panią swojego czasu, a udaje Ci się szyć. Do tego jeszcze są to świetne projekty. Możesz być z siebie dumna!
Ja cierpię na prokrastynację bardziej, niż na zanik motywacji. To znaczy, ze projektów mam mnóstwo, ciągle przychodzą nowe, często z nowymi szmatkami, guzikami czy tasiemkami. Ale rzadko cos zaczynam i jeśli nawet, to przerywam, mając w pamięci te już rozpoczęte, ale zostawione, bo… albo cos nie wyszło i trzeba pruć (nie lubię), albo zabrakło drobiazgu (np. guzika, którego w bałaganie nie mogę znaleźć), albo uprane szmatki trzeba uprasować (bardzo nie lubię żelazka), albo … Lista powodów jest długa i nieskończona! A motywuje mnie praca w grupie – wspólny temat, wspólna wystawa, wspólny prezent, akcja charytatywna…
Ja sie ciągle boję, ze utknę z tymi nieskonczonymi pracami. Tak się stało z moimi pracami hafciarskimi – leżą nieskończone i nigdy ich nie skończę, bo mam już zbyt duże problemy ze wzrokiem. Dlatego staram się panować nad liczbą projektów w trakcie.
Przeglądanie szafy z szmatami, poczekanie aż przejdzie, spotkanie patchworkowe, dwa dni wolnego 🙂 to ostatnie najlepiej mnie motywuje 🙂
Przeglądanie szafy ze szmatami – też lubię:)