Jak plan napięty, warto sobie dokopać. I zacząć szyć znienacka.

Wszystko zaplanowane. W zasadzie brak czasu. Aż tu nagle dopada mnie wena. Siadam do maszyny i pikuję. Zważywszy jak dawno nie szyłam nic patchworkowego, powinnam się cieszyć. Ale walizki nie spakowane, okna nieumyte, a porzeczki i agrest wołają “zerwij mnie!”

Na rozgrzewkę spikowałam fioletową, dość smętną szmatę z ostatniego farbowania.

MG 2180

 

Potraktowałam rzecz jako rozgrzewkę. Musiałam poćwiczyć rękę. Przypomnieć sobie co i jak. Potem zabrałam się za malowanie tuszami Derwent inktense. Praca nie ma lamówki, bo maszyna nadal ustawiona na pikowanie.

Doszłam do wniosku, że najciekawszym elementem są paprocie. Tym razem przemyślałam kompozycję, wszystko zaplanowałam ZANIM usiadłam do maszyny. Perspektywa z dna lasu bardzo mi tu pasowała. Zastosowałam ją już w jednym obrazku – tym z jaszczurką. Tym razem jednak zabrałam się za większy format – ok. 67×67 cm. Najpierw wypikowałam paprocie, potem malowałam tuszami inktense, a teraz trwa mozolne “przydeptywanie” tła. Chcę, żeby gałązki paproci “wyszły” bardziej na wierzch. Praca powstała na jednej z nieudanych farbowanek z ostatniej sesji z Karoliną. Tak, to ta z której “zjechał” czerwony barwnik. Uznałam, że taki nieco wyblakły zielonkawy, przytłumiony i nieoczywisty jest dobry na paprociowy obrazek.

MG 2203

Na weekend odkładam jednak szycie i będę pływać na kajaku po rzece Wdzie. Oby pogoda dopisała! Czego życzę i Wam z całego serca!

Ela

Podobne wpisy

Jeden komentarz

Możliwość komentowania została wyłączona.