Po powrocie z Birmingham zabrałam się ostro do roboty. Przy czym trochę zmodyfikowałam wcześniejsze plany.
Miałam uszyć coś zielonego. Mgliste plany obejmowały szycie z trójkątów dużej narzuty. W rezultacie duża narzuta będzie nieco mniejszą narzutą (wisiadłem?) w trójkąty zbudowane z trójkątów.
O ile zieleni mam sporo, czarny materiał użyty na tło skończył się w zasobach sklepowych. Mieszanie z innymi czerniami jakoś mi się nie uśmiecha.
Szycie z trójkątów równobocznych nie jest specjalnie skomplikowane. Rogi schodzą się w zasadzie same, trzeba tylko pamiętać o rozprasowywaniu szwów ma dwie strony. Ten patchwork jest zszywany z pasów, więc bardzo spokojna robota. Tym bardziej, że mam już za sobą projekty szyte z trójkątów (zajrzyj TU i TU). Zszywam i już myślę nad pikowaniem.
Tymczasem na pikowanie czeka także top skończony na koloniach patchworkowych:
Mam już wypełnienie, muszę coś na spód wykombinować. I oczywiście pomyśleć, jak to wypikuję. Wczoraj, w przypływie szaleństwa, zamówiłam do wypikowania go nici bawełniane-bardzo-drogie – za to pasujące kolorystycznie 🙂
Ponieważ z Birmingham przywiozłam nowe szmaty (oczywista oczywistość), to już kombinuję co dalej szyć. Staram się nie zaczynać nic nowego zanim nie skończę tych rozgrzebanych. Tylko sobie miziam te nowe szmatki 🙂
Pozdrawiam z burzowego Pomorza
Ela